środa, 11 lutego 2015

Rozdział 6

- Piękny zachód nie uważasz? - pyta Tobey.
- Tak, tak bardzo.
- Mogę o coś zapytać?
- Pytaj- odpowiadam.
- Co się stało z tobą po śmierci Pete'a?
- Załamałam się , nie jadłam przez miesiąc, nie odzywałam się do nikogo tylko płakałam. Po prostu było mi ciężko, Pete był moim ojcem ale zarazem przyjacielem. Później za przyjaźniłam się z Benny'm, co było dość proste i zaczęliśmy się spotykać on mnie zawsze pocieszał no i w marcu dowiedziałam się o wyścigu , jestem w trasie na niego. Z czego się ciesze.
- Cieszysz się w sensie, że jestem tu z tobą czy w sensie że wyścig?
- W sensie że wyścig.
- Czyli nie dla mnie? -Tobey zrobił smutną minkę.
- Weź ty się uspokój ok? Masz dziewczynę.
- No wiem, że mam ale...
- Ale ja nie chce mieć u niej przesrane, bo jej chłopaka odbijam i bez ale mi tu proszę.
- No dobra, dobra.
- I weź prowadź idioto.
- Nie jestem idiotą- nie przychodziła mi na myśl żadna pyskówka więc oprałam głowę o szybę i rozmyślałam.
*Finn*

- Piękna gratuluję dzikiej karty w rodeo. Masz luz na drodze do Granicy z Debrascą. Zapada zmrok więc kończę na dziś. Do zo w Domont Brecker. - zahuczał Benny. 
- Gdzie jesteś łgarzu? -zapytałem 
- Wisze ci nad głową, świnio ! -powiedział Benny i przeleciał nam nad dachem Bestii, a następnie leci nisko nad drogą. 
- Specjalna przesyłka, zmoczyliście się ze strachu panienki? Jak ja tego nienawidzę. Pierdolisz, że aż miło słuchać. 
- Nic się nie zmieniłeś troglodyto! -powiedziałem. 
- Nie wiem kto to troglodyta, ale musiał żyć w latach piędziesiątych. Mnie wołają Mamryk , chcesz sprawdzić to popytaj. - powiedział i się rozłączył. 
*Megan*
Przyjechaliśmy na stację benzynową aby zatankować Piękną. Po drodze Tobey już się nie odzywał tylko głupkowato uśmiechał. Szybko wysiadł z auta i okrążył samochód. Uderzył w bagażnik , a ja szybko wyciągałam torbę. 
- Tępo, tępo! Mamy dwie godziny spóźnienia. 
- Okej, sekunda. - wygramoliłam się z auta i pobiegłam do toalety. Przebrałam koszulkę i przeczesałam włosy, związałam w kucyk i wyszłam . Zauważyłam policjanta, który stał przy ladzie i coś zamawia. Patrzył na ekran i uśmiechał się pod nosem. Zauważył nasze auto. Uświadomił sobie, że to my. Moje buty stukały o nawierzchnię i zwracały uwagę. Popatrzał na mnie,  a ja udawałam, że coś podnoszę z ziemi. Zaczął dzwonić mi telefon. Odebrałam. 
-Halo? Nie mogę teraz rozmawiać. - powiedziałam.
Wstałam i szłam dalej, jakby nigdy nic. 
- Przepraszam, mogę zadać parę pytań? - zapytał mnie policjant maja triumfalny uśmieszek na twarzy. 
- Ależ oczywiście. W czym mogę pomóc, panie policjancie ? - spytałam uprzejmie , uśmiechają się. 
- Pani tutejsza? 
- Nie, jedziemy z daleka. 
- A skąd? -spytał
- Z południa na północ, a przyjechaliśmy z Luizjany.
- Czyli nie jedzie pani tym mustangiem który stoi przed wejściem?
- Mustangiem? Że niby tym konikiem ? -zaczęłam się śmiać. - Nie.
- Mam do pani jeszcze kilka pytań . Zapraszam do radiowozu na sekundkę. - mówi policjant i otwiera mi drzwi. 
Patrzę na niego moimi zielonymi oczami i uciekam w stronę korytarza z łazienkami. 
- Stój! - krzyczy, biegnąc za mną. 
Przewracam regał, tak żeby mu utrudzić pościg. I następny, biegnąc w stronę schodów prowadzących do góry. Biegnę po nich tak szybko jak tylko mogę. Wyciągam telefon i dzwonię do Tobey'a. 
- Tobey on mnie goni. 
- Wiem, gdzie jesteś? -pyta 
- Ukryłam się , w pokoju na górze. 
- Okay. Jest tam okno? 
- Jestem na drugim piętrze. 
- Otwieraj te drzwi ! - wrzeszczy policjant i tłucze w drzwi. 
- Wyjdź tym oknem. Złapię cię- mówi Tobey.
- Okej . - mówię i szybko otwieram okno. Siadam na parapecie. Schodzę na daszek niżej. Słyszę jeszcze jak policjant wzywa posiłki i zaklina pod nosem słysząc warkot silnika. Tobey wychodzi szybko z auta. 
- No dalej skacz. Złapię cię.
- Nie mogę mam lęk wysokości. - mówię
- Tu nie jest wysoko. 
- Ja naprawdę się boję 
- Zaufaj mi. Usiądź tu niżej. Zamknij oczy i policz do trzech. Skacz na trzy. Jeden , dwa...
Skoczyłam, a Tobey mnie złapał. Spakowaliśmy się do auta i pojechaliśmy pokazując tył naszego samochodu policjantowi. Po jakimś kilometrze zorientowałam się że nikt nas nie goni.
- Gdzie on jest? - spytałam
- Mamy go z głowy.
- Na pewno?
- Możesz mi zaufać. - powiedział Tobey uśmiechając się. Również się uśmiechnęłam. 
- Hej, byłem pod wielkim wrażeniem jak tam sobie poradziłaś. Chciałem ci to powiedzieć. 
Uśmiechnęłam się szczerze, co mało kiedy robię. 
- Mogłabyś przejąć kierownicę na kilka godzin? - spytał.
Pokiwałam głową.
- Zamieńmy się miejscami. Tylko ostrożnie. 
Podtrzymał mnie za ramię, usiadłam mu na kolanach, a on przesiadł się na moje miejsce.
- Tylko nas nie rozbij. No i pięknie. - uśmiechnął się i zasnął .

5 komentarzy:

  1. super post ;) to co obserwujemy ? zacznij ja się odwdzięcze : )
    http://xblueberrysfashionx.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Czekam na dalszą część! Świetnie piszesz :)))
    Co powiesz na wzajemną obserwację? :*
    nutellaax.blogspot.com [KLIK]

    OdpowiedzUsuń